niedziela, 3 sierpnia 2014

Chapter II – Wyjaśnienie słowo ,,gidlia”


- Noooosz mnie trafi coś zaraz! - Wrzasnął dorosły człowiek płci męskiej, stojąc w centrum miasta i zwracając na siebie całą uwagę. Przeczesał swoje włosy do tyłu i zaczął się rozglądać za pewną rudą lisicą. – Mrugnąłem, dosłownie. Tylko mrugnąłem, a ona już, myk! I jej nie ma! Spuścić ją na chwilę z smyczy…!
Mówił głośno do siebie, stawiając kroki przed siebie i przemieszczając się, co chwile wzrokiem to na lewo, to na prawo. Zatrzymał się, gdy zobaczył osamotnioną linę. Zapaliła mu się lampka nad głową i zaczął kierować się w stronę sznurku.
- Spróbuj mi zbadać, choć jeszcze jeden bar, a nie ręczę za siebie!
Skarcił Roxy, która była przywiązana sznurem w pasie, a on ją trzymał jak jakieś zwierze na smyczy. Dziewczyna miała nadęte policzki i patrzyła, gdzie indziej, z dala od jego wzroku. Skrzyżowane ręce przy klatce piersiowej i ten spuszczony ogon w dół, mówiły za siebie, gdzie go ma.
- Chciałam tylko się o coś zapytać! Prowadzę dochodzenie!
Rzuciła na swoją obronę, spoglądając na niego przez ramię i mierząc przez przymrużone powieki.
- Dochodzenie? Niby jakie?! Sprawdzenie czy nie ma szkodliwych substancji w alkoholach?!
Zapytał się jej już wychodząc z równowagi i gestykulując nerwowo dłońmi. Tak upartej i dzikiej dziewczyny, żyjącej własnymi zasadami, nigdy nie widział!
- Nieee… Sprawdzałam czy nie oszukują w karty… - wzruszyła jednym ramieniem, tłumacząc się wymówkami na poczekanie.
Egao przyłożył dłoń do czoła wzdychając głośno i prosząc głośno o Pana.
- Bogu daj mi cierpliwość, do tej kobiety, bo jak dasz mi siłę, to ją zamorduje!
Podniósł głos, jak i wzrok, gdy wspominał o zabójstwie. Zobaczył jak dumnie kobieta podnosi ogon, przeszywając go nieprzyjemny spojrzeniem.
- Chcesz mnie zabić…? Nieczłowieku? Heeee…?
Spytała się, oblizując swoje śnieżnobiałe kły, które były ostre jak brzytwa. Wzdrygnął się po kilku sekundach, gdyż dotarcie wiadomości do jego mózgu, trochę zajęło.
- To była ironia… Wiesz… Powiedzenie czegoś, co nie jest prawdą…
- I-ronia? – Spojrzała na niego, przekręcając główkę na bok z nieporozumieniem. – Nie znałam żadnej ironii… A da się to wypić?
- Słucham…? – Zmarszczył czoło i nie wiedział teraz kompletnie o co jej chodzi. Czy ona jest tak głupia, czy może kiedyś uderzyła się głową o skałę i straciła pamięć? A może żyła w innym świecie i przeniosła się tutaj, pod nazwą Kosmitka?
Lisica widząc jego wyraz twarzy, który mówił dosłownie, że się z niej wyśmiewa i zachowuje żałośnie, zaczęła stawiać kroki do przodu, dopóki nie poczuła szarpnięcia w okolicy bioder i nie wylądowała tyłkiem na ziemi.
- Ej! Odwiąż mnie! – Uderzyła pięściami o ziemie jak dziecko, tupała nóżkami niczym rozpieszczony bachor. – Jestem dorosła! Chce być wolna!
Darła się w niebogłosy, a przechodnie zwracali na nią uwagę, zostawiając jedynie komentarz wzrokowy. Mężczyzna trzymający Roxy jak psa od razu podszedł do niej i przyłożył dłoń do ust.
- Nie drzyj się, ludzie się patrzą.
Wyszeptał do jej ucha, a rudowłosa dopiero teraz zauważyła te dziwaczne ślepia, które mówiły tylko jedno : Co ona wyprawia? Speszyła się i wstała, otrzepując dłońmi pośladki.
-Rozumiem, rozumiem… - Odpowiedziała nadąsana, krzyżując ręce przy piersiach. – Więc… Co zamierzasz zrobić jak nie sprawdzanie spelunek?
- Emmm… Sądzę że… - Podrapał się w tył głowy, uciekając wzrokiem, gdzie się da. Szuka jakieś podpowiedzi, którą zaraz znalazł. Pstryknął w palce – Chodźmy na jakąś misje! – Odparł wskazując palcem na karczmę. – Powinna być tam jakaś tablica ogłoszeń dla magów. Może dużego wyboru nie będzie, ale… - Sięgnął po mieszek pieniędzy, który powinien się pruć od ciężaru w środku, lecz niestety może to być tylko jego marzenie. Był tak słabo rozciągniętym materiałem, że można spokojnie się domyślić, iż tam wielu monet nie ma. - … nie mamy wiele pieniędzy. Ostatnio zrzuciliśmy się na legowiska proponowane przez matkę naturę, aby trochę oszczędzić. – Westchnął na samą myśl, że i tak dużo nie zyskali. – Lecz może mamy, jedynie jakieś dodatkowe 100 kryształów… - Podniósł zmęczone oczy na miejsce, gdzie kobieta powinna stać. Jedynie co zostało po niej, to przegryziony sznurek. Wciągnął głośno powietrze i zobaczył kątem oka, korpus ogona wślizgującego przez drzwi wyznaczonej wcześniej karczmy. – Poczekałabyś i wysłuchała mnie do końca!
Ryknął biegnąc w jej ślad, aby następnie rozejrzeć się za nią. Stała przy tablicy ogłoszeń, a jej głowa nie umiała ustać w jednym miejscu. Co chwile przeskakiwała na inne zlecenie i na jeszcze inne. Skierował kroki w jej stronę, już otwierał usta, aby jej wykład wyrecytować pod tytułem : Jak nie można ignorować Egao?, lecz dziewczyna go wyprzedziła łapiąc za kartkę zachwycona i wyrywając ją jednym machnięciem.
- Chce tutaj iść!
Dobitnie przycisnęła do jego twarzy misje, aby dokładnie się przyjrzał zadaniu. Złapał ją za nadgarstki i wycofał papier z swojego nosa, mrucząc coś nieprzyjemnego na jej adres. Przeleciał wzrokiem po paru zdaniach, aby zaraz wychwycić nagrodę.
- 2,000 kryształów za wygonienie gnomów z ogródka? – Parsknął śmiechem widząc jak bardzo łatwa jest ta misja. – Wystarczy pieniędzy co najmniej na tydzień.
- Chce gnomka zobaczyć! – Znowu przyglądała się zleceniu na którym widniała karykatura magicznego stworzenia. Nie jest one lubiane przez ludzi, wręcz przeciwnie. Dostają białej gorączki, gdy tylko rozmnożą się w ich ogrodach. Bardzo lubią jeść owoce z roślin jak i niszczyć dekoracje, bawiąc się na nich.
- To nie jest żadne miłe stworzenie do oglądania.
Rzekł rudowłosy mężczyzna, z zarostem na twarzy. Siedział przy barze w brązowym płaszczcie, a w dłoni ściskał kufel piwa. Ulizane do tyłu włosy dawały wrażenie, przyjaznego człowieka, lecz mięśnie, które zdobiły jego ciało ostrzegały o sile, która w nim się kumuluje. Dwójka przyjaciół spojrzała na gościa, lustrując go wzrokiem od stóp do głów.
- Skąd pan wie? - Zapytała się dziewczyna, robiąc krok do przodu i ściskając do siebie kartkę jak pluszowego misia. – Widział je pan kiedyś?
- Ha! I to nie raz! Nawet podwinęli mi pieniądze… Wredne stworzenia…
Pokręcił głową, ściskając zęby, przypominając sobie o tej zalewającej krwi wspomnieniu.
- J-jestem Roxy. Miło mi pana poznać.
Przywitała się lisica z rumieńcami na twarzy, ukłoniła się, a ogon wyprostował się jak struna.
Mężczyzna spojrzał na nią z zdumieniem i już miał ją uspokajać, że to dżentelmen powinien się pierwszy przedstawiać, ale gdy zobaczył jej ogon, który jednak jest jej. Wybałuszył oczy oraz otworzył szeroko usta. Źrenice zaświeciły z podniecenia, że widzi coś takiego nowego, rzadkiego, a zarazem pięknego!
- Ona ma ogon! (Zaleciało tekstem z Harrego Pottera XD)
Zaapelował na cały bar, przykuwając przy tym każdemu uwagę. Kapela, która grała w tle, ucichła, tak samo jak wszelakie rozmowy. Każdy skupił się na kobiecie, która rozglądała się zdezorientowana.
- Ooo…? Ooooooooo! – Czując na sobie wszystkich spojrzenia, schowała się za plecami Egao, a jej rumieńce stały się bardziej widoczne.
Przyjaciel wychylił łeb zza ramię, aby spojrzeć na Roxy, widząc jej reakcje na bycie na czerwonym dywanie, chrząknął głośno i wysłał niemiłe spojrzenie Gildarts’owi.
- Miło się gadało, ale jesteśmy potrzebni, gdzie indziej.
Poważnym głosem, złapał kompana za nadgarstek i pociągnął chwilę przez połowę drogi, gdyż później postanowił, że sama za nim pójdzie jak cień. Jednak nie szło po jego myśli. Odwróciwszy się, aby jeszcze raz przelecieć nieprzyjemnym spojrzeniem bar, zauważył, że lisica siedzi przy rudowłosym wciągnięta rozmową jak dziecko. Uniósł brwi z zdumienia. Nie dawno chciała stąd wyjść, a tu nagle prowadzi konwersacje z tym o to magiem. Zrobił tył zwrot i echo jego kroków słyszał każdy w pubie.
- Gildia?! A co takiego gildia?
Spytała się zaciekawiona, spoglądając na czterdziestolatka, nie mrugając ani razu, bo bała się, że coś ważnego przeoczy. Skupiona jak nigdy dotąd. Clive widząc minę lisicy zaśmiał się raz, splatając ręce na torsie.
- Miejsce, gdzie magowie spotykają się i rozmawiają, piją, bawią się razem albo biorę zlecania, aby mieć kasę na piwo. – Wskazał palcem na jej kartkę, którą ściskała w dłoni.
-Czyli jestem w gildii? – Rozejrzała się po karczmie. – Trochę ubogo.
- Nie, nie jesteś. – Zaśmiał się z jej zachowania. – Można również znaleźć zadania w różnych barach, ale w gildii jest ich sto razy więcej! Po za tym gildia to rodzina, która się dobrze zna. Przeżywa wszystko i rozumie się bez słów.
Dopił trunek z kubka i westchnął głośno, wstając z miejsca.
- Jakbyś chciała należeć do rodziny szukaj Fairy Tail albo stwórz własną gildię.
Zmierzwił jej włosy jak u małolata, który pyta się o milion rzeczy naraz. Zachwycona złapała wielki wdech i już miała się pytać o szczegóły jak tworzyć gildię… Jak tworzyć rodzinę! Ale za nim się obejrzała, jego już nie było. Rozpłynął się w powietrzu. Podniosła się i szybkim marszem podeszła do przyjaciela z pomysłem w głowie, który wsuwał jej się na usta.
- Egao! – Zatrzymała się już tuż przy nim. – Stwórzmy razem rodzinę.
Uśmiechnęła się szeroko, dodając sobie słodkości. Chłopak zmierzył ją wzrokiem, aby zaraz chwycić powietrze zdziwiony.
- Heeeee?! Rodzinę!? Co, ale my się prawie nie znamy… A ty chcesz ten teges i dzieci?! A wiesz ile…
Mówił bardzo szybko spanikowany, a jego rozszerzone oczy, chodziły w tą i we w tą. Roxy złapała jego dłonie, uspokajając przy tym.
- Gildie. Gildie stwórzmy.
Poprawiła się, a jego reakcja od razu się zmieniła. Nigdy nie myślał nad założeniem czegoś takiego kłopotliwego. Gildie powstawały przez szalonych magów, którzy o dziwo się wybijali w górę, a sława o nich się zwiększała. Normalnie by się nie zgodził, ale przy niej nie umiał zdrowo myśleć!
- Zgoda!

Krzyknął z uśmiechem do niej, czując, że to naprawdę może się udać. 


Shi - Tam, tam, taram tam. Nowy chapter się już pojawił! Tym razem Shi chce się bardziej skupić na tym blogu niż na tam tym, gdyż... Fabuła bardziej jest tutaj ciekawsze i chyba przyjemnie mi się pisze. 
Roxy - Ale to nie fair wobec fanów Two Worlds, miau.
Shi - Życie pisarza.
Roxy - I w końcu zaczyna się akcja! Stworzymy gildię! Miaaauuu! Będzie wspaniale.
Shi - A nie chcesz stworzyć ,,rodziny"? *Rusza śmiesznie brwiami*.
Roxy - Co masz na myśli? *Nie rozumie zboczonego pomysłu Shi*.
Shi - *Facepalm* Nic.... już nic...